SKRZYDLATE JEZIORO

Cześć!

Możesz mnie dziś uznać za świra, zaślepionego fana czy wręcz muzycznego kibola.
To mój czwarty w tym roku styk z kolejnym projektem tego Pana i znów jestem na łopatkach. Choćbym chciał, nic na zaistniałą sytuację poradzić nie mogę.

Powiem więcej – gdybym w tej chwili, pod jakąś poważną groźbą, miał wskazać jednego najlepszego muzyka jakiego widziałem do tej pory na żywo, bez wahania wymamrotałbym – Raphael Rogiński.

Shy Albatross 23-08-2014, BLusowo Festiwal

Weszli na scenę z niemałym poślizgiem, ale za to w mroku i przy zgromadzonej całkiem licznie publiczności. Na początku trochę się obawiałem – z reguły na tego typu imprezach wnoszenie własnego zestawu perkusyjnego i przestawianie odsłuchów nie wróży dobrze.

Ciśnienie jeszcze bardziej mi się podniosło, kiedy wystartował proces nagłaśniania bębnów – jeden z tomów, przez cały czas, był wyraźnie za głośno. Gdyby tego było mało, Natalia Przybysz poproszona przez akustyka o kilka słów do mikrofonu szybko ukróciła cały proceder odpowiadając rozbrajająco:

Całość?
Całość to Pan usłyszy jak zaczniemy grać…

I tak… wszystkie moje obawy zniknęły w chwili właściwego rozpoczęcia!
Jak cudownej jakości dźwięki popłynęły ze sceny!

Przegłośniony tom zniknął, a na jego miejscu pojawił się niezwykle klarownie brzmiący zespół, który z lekkością zgubionego na wietrze ptasiego piórka, przelatywał delikatnie przez kolejne utwory.

W sumie każdy element słychać było świetnie – bębny były ładnie wyważone, gitara naturalna i czytelna, głos wyraźny, a kontrabas tworzył delikatną, jakby szkicowaną ołówkiem, smugę niskiego dźwięku, której brak odbiłby się poważnie na całości.

Jeśli chodzi o samą muzykę – dominowały atmosferyczne, średniej długości kompozycje, w których znalazło się miejsce na chwilę zadumy, spokoju i skondensowane, efektowne, wciągające fragmenty instrumentalne.

Największe wrażenie zrobiła na mnie współpraca gitary z perkusją i aura jaką nad całością rozpościerał głos. Wielokrotnie zamykałem oczy, odnosząc wrażenie, że słucham zapomnianych dźwięków rodem z roku ’67 .

Przyjemne, relaksujące i dające wypocząć doświadczenie.

Gdy już wracałem do domu, naszła mnie pewna istotna myśl dotycząca Raphaela – nieważne czy gra szalone improwizacje z Shofarem, brudne, mocne, bluesowe zadry z Wovoką, narkotyczne, nieokiełznane miraże solowo, czy ułożone, bardziej konwencjonalne melodie z Albatrossem, ZAWSZE zaznacza widoczne indywidualne piętno i naprawdę trudno go z kimkolwiek pomylić. Co za muzyk!

Dla większej jasności tych porównań, polecam rzucić uchem na poniższe przykłady:

A, i jeszcze coś!

Przed głównymi bohaterami dzisiejszego wpisu udało mi się posłuchać dwóch wykonawców – Magdy Piskorczyk i Old Wave. O ile pierwsza grupa zaprezentowała się zawodowo, dając solidny koncert, którego słuchanie sprawiło mi niemałą przyjemność, o tyle zespół numer dwa pozostaje dla mnie pierwszym przedstawicielem gatunku, któremu nadaję roboczo nazwę blueso-polo.

I jak teraz spojrzałem ponownie, na to, co o nich oryginalnie napisałem, to stwierdzam, że nie ma co psuć sobie dobrego nastroju. Lepiej posłuchaj muzyki z linków i odpocznij chwilę.

Cześć!

Dodaj komentarz