ŻARARAKA WIECZORAMI PRZESIADUJE W KINIE

Cześć!

Ta ważna dla mnie historia, którą opowiedziałem Ci ostatnim razem, tak naprawdę, swój początek miała już dwa dni wcześniej.

Zafundowałem sobie w tym czasie, zupełnie zresztą niespodziewanie, coś na kształt krótkiej i niezobowiązującej trasy koncertowej, która niemal natychmiast okazała, się pomysłem wprost genialnym!

I owszem jej wzniosły finał miał na to niebagatelny wpływ, jednak pierwsze dwa wieczory były uderzeniem tej samej klasy.

Voo Voo 07-11- 2014 Eskulap Poznań & 08-11-2014 Kino Halszka Szamotuły

Od ostatniego razu, który być może pamiętasz minęło sporo czasu i zdążyłem się za nimi poważnie stęsknić, choć nie tyle emocjonalnie co intelektualnie.

Po prostu na mojej koncertowej mapie tego roku wyraźnie Voo Voo brakowało i od dobrych kilku miesięcy szukałem sposobu by tę lukę jakoś wypełnić.

Udało się!

W trakcie koncertu w Eskulapie, uzmysłowiłem sobie, wręcz namacalnie, głęboki sens słów Lecha Janerki, opowiadającego o muzyce Waglewskiego jako o świecie, który cały czas się zmienia. Nie wiem czy można było to trafniej określić!

Zaiste, dotknął sedna sprawy! Po pierwsze dlatego, że dźwięków, dróg, zakrętów, pejzaży, mgieł, zaciemnień, emocji, rozmyślań i opowiadań było tak dużo, że inaczej niż osobnym światem trudno by było to wszystko nazwać.

A Po drugie, ponieważ obecna trasa z poprzednim wcieleniem Voo Voo nie miała absolutnie nic wspólnego. Ich zeszłoroczny występ w Zamku przebył drogę od zupełnej, nieco tajemniczej ciemni, aż po mocno oświetloną słońcem łąkę.

Nie brakowało w pierwszej części tej podróży chwil bardzo dosadnie ekspresyjnych, które odbierałem jako intensywne, niejednokrotnie dalekie od subtelności rockowe pociski.

Tym razem wręcz odwrotnie. Dzisiejsza twarz Voo Voo wydaje mi się bardziej dyskretna, trochę przyczajona i wymagająca ode mnie wzmocnionej uważności. Więcej na niej aluzyjności i ogłady, ale też powagi i osobistych konkretów w tekstach. Byłbym nawet gotowy nazwać tę tonację eremityczną. Dzięki temu miałem więcej przestrzeni dla swoich myśli pośród tych brzmień, co również sobie chwalę!

Chwalę tym bardziej, że warunki ku takim rozmyślaniom miałem wymarzone.
Zarówno w Poznaniu jak i Szamotułach słuchałem z pierwszego rzędu koncertów doskonale nagłośnionych i muzycznie czarownych, choć… zupełnie od siebie różnych.

No właśnie – okazało się, że powtarzane niczym mantra przez Waglewskiego słowa o improwizatorskim charakterze zespołu nie są pustymi frazesami. Różnic istotnie nie brakowało, mimo, że bazą był ten sam repertuar.

W Eskulapie wystąpił, nieco jeszcze nierozegrany, ale pełen chęci do przygód uśmiechnięty, niesiony przez ekstatyczną publikę zespół, który z każdym następnym utworem odkrywał swoją tożsamość na nowo. Te odkrycia pomagały dość śmiałym wojażom na otwartym morzu, a to, że czasem na okręt dostało się trochę wody w niczym nie przeszkadzało, a przy okazji wprowadzało nieco dystansu i uśmiechu.

W Szamotułach dominowało zgoła inne nastawienie. Tego dnia pojawiła się na scenie, mocna, rozpędzona, i idealnie nastrojona machina, która kierunek, cel i każdą przystań miała doskonale rozpracowaną.

Ten występ wykonawczo był niesłuchanie precyzyjny  i skondensowany. Moim zdaniem lepszy, choć emocjonalnie trochę chłodniejszy i wydaje mi się, że dla zespołu nie był tak ważnym wydarzeniem jak jego poprzednik.

Co do samych muzyków – Waglewski mimo, że niepodzielnie rządził całością grał nieco oszczędniej niż rok temu, choć nieraz pokazał pazur. Podobnież kolega Karim Martusewicz, który owszem dodawał finezyjnie sporo ciekawych ciemniejszych barw, acz robił to bardzo uprzejmie.

Na przód wybijali się więc Panowie Pospieszalski i Bryndal.
Pierwszy szalał i przyciagał do siebie niczym szaman, nie tylko muzycznie, a drugi bitnie przełamywał konwencje rockowego uderzenia. Bardzo śmiałe i uparte granie!

Na finał został repertuar. Gdy w klika dni po tych wyczynach, przestudiowałem setlistę, doszedłem do rewolucyjnego wniosku! Otóż, Panie i Panowie – Voo Voo na tej trasie gra całą nową płytę, w jej oryginalnej kolejności!

Tak jak w pierwszej chwili, tak i teraz jestem pełen podziwu i kłaniam się w pas. Podobny radykalizm u grup grających dziesiątki lat i mających w zanadrzu niejeden żelazny hit, którego oczekuje publiczność nie zdarza się często. Albo inaczej – raczej się nie zdarza.

Dlatego też biję brawa za odwagę, a także za dwa bajeczne koncerty.
Nie pierwszy raz zresztą i właśnie dlatego już niedługo zobaczymy się ponownie, bo kolejna okazja już pod koniec stycznia w Gnieźnie.

Do zobaczenia!

Mam nadzieję, że też wpadniesz, a jeśli wciąż coś Cię zatrzymuje polecam zajrzeć tutaj:

https://www.youtube.com/watch?v=kE2G_Jmjrq0
https://www.youtube.com/watch?v=5s8YzRhirhs
https://www.youtube.com/watch?v=YNQY-nxBOj8
https://www.youtube.com/watch?v=cSV2GKxqYXk
https://www.youtube.com/watch?v=mAoI0nmK7Qo

Trzymaj się!

Dodaj komentarz